25-12-2010 15:24
Science-fiction to dziś
W działach: osobliwa osobliwość | Odsłony: 4
Pewnie wielu starszych datą fanów science-fiction doznało nietypowego uczucia, gdy coś, o czym początkowo czytali w książkach, zaczęło gościć w ich życiu codziennym. Mam tu na myśli głównie takie wynalazki jak telefon komórkowy lub Internet (cyberprzestrzeń Gibsona!) - niegdyś synonimy daleko rozwiniętej przyszłości, teraz nie wyobrażamy sobie bez nich życia.
Do czego zmierzam? Otóż sam jestem zdecydowanie za młody, bo rajcować się tymi wynalazkami, tak jak robili ci przytoczeni powyżej "fantaści naukowi". Gdy dorastałem i zaczynałem swą przygodę z fantastyką i RPGami, komórki były na porządku dziennym, podobnie z Internetem. Przeżyłem jednak szok, który zmusił mnie do wypowiedzenia tytułowego zdania "Science-fiction to dziś".
Otóż postanowiłem sobie zrobić prezent świąteczny i kupiłem sobie dysk o pojemności TERABAJTA. Co w tym takiego zaskakującego? A to, że przez większość czasów, jakie pamiętam, pojemności były liczona mega i gigabajtami. Z pewnym niemym zachwytem patrzyłem, jak pojawiają się coraz większe dyski, a gry komputerowe (którymi zajmuję się od 3. roku życia), które przekraczały magiczną barierę 1GB, malowały się jako wyjątkowo nowoczesne superprodukcje stanowiące kamienie milowe w dziejach elektronicznej rozrywki a także rozwoju techonologicznego.
Terabajt zaś był dla mnie pojemnością magiczną - wszyscy wiedzieli, jaka to pojemność (1000 GB), wiedzieliśmy, co to jest, ale przez długi czas istniało to tylko teoretycznie - zbyt odległe i tym samym dla nas nieosiągalne. Terabajt był dla mnie czymś tajemniczym i enigmatycznym, zdawałem sobie sprawę z ogromu danych jakie to jest w stanie pomieścić i niesamowitego potencjału obliczeniowego. Korzystanie z terabajtowych dysków lub nośników danych wyobrażałem sobie jako cyberpunkowe wizje dalekiej (lub mniej), "ztechnologizowanej" przyszłości.
A teraz bum, okazuje się że taki dysk mam normalnie w domu i kupiłem go za niewielką cenę. Chociaż w zupełności wystarczyłoby mi 100-150GB, okazało się, że takich dysków po prostu już nie ma w sprzedaży - tym większy był zatem mój opad szczeny, jak ujrzałem ów mistyczny terabajt w jego fizycznej, i, dodatkowo, przystępnej dla szarego człowieka formie.
Na koniec notki informuję, że nie zajmuję się informatyką (oprócz zakresu, w jakim jest mi ona potrzebna) ani nowoczesnymi technologiami (oprócz zakresu, w jakim to zaspokaja moją ciekawość lub daje inspirację). Toteż być może dla programistów lub chociażby studentów informatyki pojawienie się terabajta w domach szarych ludzi nie jest niczym specjalnym. Ja osobiście uważam to za pewnego rodzaju przełom, w którym świat rzeczywisty zaczyna doganiać i wyprzedzać najśmielsze, najbardziej kreatywne wyobrażenia twórców science-fiction ze wszystkich epok.
Do czego zmierzam? Otóż sam jestem zdecydowanie za młody, bo rajcować się tymi wynalazkami, tak jak robili ci przytoczeni powyżej "fantaści naukowi". Gdy dorastałem i zaczynałem swą przygodę z fantastyką i RPGami, komórki były na porządku dziennym, podobnie z Internetem. Przeżyłem jednak szok, który zmusił mnie do wypowiedzenia tytułowego zdania "Science-fiction to dziś".
Otóż postanowiłem sobie zrobić prezent świąteczny i kupiłem sobie dysk o pojemności TERABAJTA. Co w tym takiego zaskakującego? A to, że przez większość czasów, jakie pamiętam, pojemności były liczona mega i gigabajtami. Z pewnym niemym zachwytem patrzyłem, jak pojawiają się coraz większe dyski, a gry komputerowe (którymi zajmuję się od 3. roku życia), które przekraczały magiczną barierę 1GB, malowały się jako wyjątkowo nowoczesne superprodukcje stanowiące kamienie milowe w dziejach elektronicznej rozrywki a także rozwoju techonologicznego.
Terabajt zaś był dla mnie pojemnością magiczną - wszyscy wiedzieli, jaka to pojemność (1000 GB), wiedzieliśmy, co to jest, ale przez długi czas istniało to tylko teoretycznie - zbyt odległe i tym samym dla nas nieosiągalne. Terabajt był dla mnie czymś tajemniczym i enigmatycznym, zdawałem sobie sprawę z ogromu danych jakie to jest w stanie pomieścić i niesamowitego potencjału obliczeniowego. Korzystanie z terabajtowych dysków lub nośników danych wyobrażałem sobie jako cyberpunkowe wizje dalekiej (lub mniej), "ztechnologizowanej" przyszłości.
A teraz bum, okazuje się że taki dysk mam normalnie w domu i kupiłem go za niewielką cenę. Chociaż w zupełności wystarczyłoby mi 100-150GB, okazało się, że takich dysków po prostu już nie ma w sprzedaży - tym większy był zatem mój opad szczeny, jak ujrzałem ów mistyczny terabajt w jego fizycznej, i, dodatkowo, przystępnej dla szarego człowieka formie.
Na koniec notki informuję, że nie zajmuję się informatyką (oprócz zakresu, w jakim jest mi ona potrzebna) ani nowoczesnymi technologiami (oprócz zakresu, w jakim to zaspokaja moją ciekawość lub daje inspirację). Toteż być może dla programistów lub chociażby studentów informatyki pojawienie się terabajta w domach szarych ludzi nie jest niczym specjalnym. Ja osobiście uważam to za pewnego rodzaju przełom, w którym świat rzeczywisty zaczyna doganiać i wyprzedzać najśmielsze, najbardziej kreatywne wyobrażenia twórców science-fiction ze wszystkich epok.
13
Notka polecana przez: Bel esprit, Cooperator Veritatis, earl, Kurt Von Nissen, MaWro, Nadiv, Radnon, Senthe, strateks, von Mansfeld, zegarmistrz
Poleć innym tę notkę